Czy przekraczamy swoje kompetencje?

Wolontariaty przed rozpoczęciem studiów, niemal sześć lat na uczelni, dwa lata w zawodzie. Setki, jeśli już nie tysiące godzin w przychodniach, lecznicach i klinikach weterynaryjnych. Dziesiątki konferencji, kilka szkoleń praktycznych. Jakie mam kompetencje? Co potrafię? Czego nie? Czy jestem w stanie sprostać oczekiwaniom klientów i pracodawców? Czy jestem już samodzielny? Co zrobię, kiedy coś się nie uda? Jak się wybronię? Te pytania pojawiają się nieustannie w głowach wielu lekarek i lekarzy weterynarii. Są obawy. Strach paraliżuje. Są trzęsące się ręce, kolejna kawa, setny artykuł, następna książka. Wątpliwości.

Z drugiej strony, jest wielu takich, którzy szarżują. Nie są przygotowani, nie mają wiedzy, nie posiadają wystarczających umiejętności, a podejmują się bardzo skomplikowanych zadań. Statystki pokazują, że ten problem dotyczy w głównie mężczyzn. Oczywiście nie uważam, że kobiety nie podejmują działań przekraczających ich kompetencje, jednak z moich obserwacji, przeczytanej literatury i niezliczonych rozmów z koleżankami i kolegami po fachu wynika, że zaobserwowana przez badaczy tendencja ma się dobrze i na ten moment nic nie wskazuje na to, żeby się zmieniła. Przedstawiciele płci męskiej mają większe skłonności do podejmowania ryzyka.

Problem jest poważny. Niestety w naszym kraju wiele spraw nie jest uregulowanych. Ukończenie weterynarii, rejestracja w Izbie Lekarsko-Weterynaryjnej i comiesięczne opłacanie składek daje nam prawo do wykonywania zawodu. Są specjalizacje, które teoretycznie można zacząć dopiero po dwóch latach pracy w zawodzie. Na rynku roi się też od różnych wydarzeń o charakterze edukacyjnym. Są konferencje, kongresy, warsztaty praktyczne. Dlaczego jest ich coraz więcej? Pewnie dlatego, że w trakcie studiów przedmioty kliniczne na wielu uczelniach traktowane są po macoszemu lub ilość godzin w programie zwyczajnie nie daje wykładowcom możliwości rzetelnego przygotowania lekarzy do pracy w zawodzie.

O wdrożeniu systemu, w którym studenci weterynarii będą specjalizowali się w konkretnych kierunkach mówi się już od kilkunastu lat. Od kilku zastanawiamy się, jak uregulować kształcenie techników weterynarii. Są to kwestie skomplikowane i trudne. Wymagają wysiłku i odwagi! Niestety pracowników uczelni wyższych przerażają zmiany. Dlaczego? Może się okazać, że trzeba będzie znów ruszyć do książek i prześledzić najnowsze publikacje. I dobrze! Czas wykonać pierwsze kroki. Trzeba się ruszyć! Nie może być tak, że ciężar kształcenia młodych spada na lekarki i lekarzy weterynarii, którzy nie do końca odnajdują się w roli nauczycieli i mentorów. Nic dziwnego, że to rodzi frustracje.

Ciekawym rozwiązaniem mógłby być również obowiązkowy staż, który każdy absolwent powinien przejść po ukończeniu studiów. Nie mam tu na myśli formuły, która jest praktykowana obecnie. Na ten moment przysługuje nam staż z urzędu pracy, którego jakość nie jest w żaden sposób weryfikowana. W efekcie młodzi lekarze po roku praktyki często nie uzyskują wiedzy i umiejętności, których od nich oczekujemy. Może warto by było wprowadzić egzamin praktyczny i teoretyczny po obowiązkowym stażu? Uważam, że dopiero na jego podstawie powinno być wydawane prawo do wykonywania zawodu.

Obowiązkiem lekarzy weterynarii, wynikającym jasno z Kodeksu Etyki, jest stałe dokształcanie się. Nie może być jednak tak, że jest ono tylko na papierze. Co nam po kursach, jeśli na niewielu z nich odbywają się zaliczenia? Są, niestety tylko nieliczne, wydarzenia organizowane w Polsce, z których certyfikat można otrzymać tylko po wypełnieniu testu. Uważam, że weryfikacja zdobytej wiedzy powinna być normą. Ba! Taki test nie musi odbywać się online. Może być uwzględniony w programie konferencji, czy warsztatów. Wiem, że to są bardzo niepopularne pomysły. Uważam jednak, że wydarzenia naukowe to nie imprezy. Jeśli ktoś ma wywieszone na ścianie certyfikaty o ukończonych szkoleniach, to one powinny przedstawiać większą wartość niż obecnie.

Być może moje pomysły są utopijne. Uważam jednak, że warto szukać rozwiązań, a nie tylko narzekać. Warto działać. Wszystko po to, żeby starać się zminimalizować ryzyko przekraczania kompetencji zarówno wśród młodszych, jak i starszych lekarzy. Medycyna weterynaryjna stale się rozwija, powinniśmy śledzić najnowsze doniesienia. Oczywiście nie chcę tu umniejszać kompetencji lekarzy z kilkuletnim stażem. To oczywiste, że w naszej branży jest wiele młodych osób, które na poziomie merytorycznym biją na głowę starszych lekarzy, którzy nie czytają, nie jeżdżą na konferencje – krótko mówiąc, nie dokształcają się. Oczywiście mają oni coś, czego my młodzi nie mamy. Jest to doświadczenie. Z tego względu powinniśmy działać wspólnie i szanować siebie nawzajem. Tylko w ten sposób możemy wspólnie wprowadzać zmiany.

Być może lepiej, a pewnie nieco inaczej porusza podobne kwestie Christian Unge w książce Jeżeli będę miał zły dzień, ktoś dziś umrze. Ten szwedzki lekarz medycyny napisał w niej:

„Według tak zwanego efektu Dunninga-Krugera osoby niewykwalifikowane mają tendencję do przeceniania swoich umiejętności, podczas gdy osoby o wysokich kwalifikacjach wykazują skłonność do ich zaniżania. Ten drugi fenomen wynika z tego, że osoba kompetentna sądzi, iż to, co jest łatwe dla niej, jest równie łatwe dla innych.

Uważam, że lekarze nie potrafią dobrze ocenić własnych możliwości. Oczywiście da się tu zaobserwować duże zróżnicowanie, niektórych lekarzy cechuje solidna doza pokory wobec trudności, jakie potrafi sprawiać ta praca. Być może jest to powiązane z charakterem zawodu – trudno dostać się na studia medyczne, profesja lekarza przyciąga ludzi o wysokich aspiracjach i lubiące rywalizację. Pracuje się ciężko, zachowując pozory, że wszystko jest pod kontrolą – niezależnie od tego, czy rzeczywiście ma się tę kontrolę, czy też nie.

Nie wiem, jak wytłumaczyć to zjawisko. Z pewnością istnieje wiele możliwych odpowiedzi. Wydaje mi się jednak, że ważną cechą, którą ma niewielu lekarzy – i to właśnie ci z reguły bywają najbardziej cenieni – jest to, że od czasu do czasu na porannym zebraniu wstają i mówią:

– Postąpiłem źle. Zrobiłem, co mogłem i najlepiej jak potrafiłem w warunkach, które były tamtego dnia. Ale teraz, z perspektywy czasu, wiem, że się pomyliłem. O tej pomyłce chcę wam opowiedzieć, żebyście nie popełnili tego samego błędu co ja.

Mówiąc prościej: następnym razem pomyśl na głos, jeżeli się wahasz i sądzisz, że najlepiej będzie przemilczeć swoje wątpliwości. Twoje myśli wcale nie są takie naiwne, jak ci się wydaje.”

Dodaj komentarz